• Zwiększ rozmiar czcionki
  • Domyślny  rozmiar czcionki
  • Zmniejsz rozmiar czcionki

NIEMIECKI OBÓZ PRACY PRZYMUSOWEJ DLA ŻYDÓW W ŁAZACH 1941-1944

 
 

Niemiecki obóz pracy przymusowej dla Żydów w Łazach 1941-1944

Pod koniec 1941 roku Niemcy założyli w Łazach obóz pracy przymusowej dla Żydów. Obóz ten, położony na gruntach prywatnych w okolicy parowozowni, pomiędzy ulicami Fabryczną i Wysocką, ogrodzony był drutem kolczastym, a z każdej strony umieszczono posterunek w kształcie wieżyczki. Wewnątrz znajdowało się kilka drewnianych parterowych baraków przeznaczonych dla więźniów. Niemcy przywozili tu Żydów nie tylko z Polski, ale także z Francji, Holandii, Belgii oraz Danii. Wśród nich byli przedstawiciele żydowskiej inteligencji, m.in.: lekarze, prawnicy, profesorowie wyższych uczelni. Średnio w obozie przebywało 420 więźniów. Każdego dnia, bez względu na stan pogody, strażnicy niemieccy prowadzili ich w zwartych grupach do pracy przy budowie torowisk kolejowych na II posterunku, w obrębie parowozowni, przy budowie hali wagonowej, wieży ciśnień i układaniu torów. Zarówno te ciężkie warunki pracy, jak i małe racje żywnościowe przyczyniły się do wielu zgonów. Zmarło około 130 więźniów. Grzebano ich na terenie mokradeł leśnych uroczyska „Lipie”. Data likwidacji obozu jest rozbieżna. Jedne źródła podają, że miało to miejsce pod koniec 1943 roku, inne, że wiosną 1944 roku. Na liście administratora obozu, znajdowało się około 700 nazwisk więźniów, którzy przebywali w tym miejscu od początku do końca jego istnienia.


German forced labour camp for Jews in Łazy 1941-1944


At the end of 1941, the Germans set up a forced labour camp for Jews in Łazy. This camp, located on private land in the vicinity of the locomotive shed, between Fabryczna and Wysocka streets, was fenced with barbed wire, and on each side there was a post in the shape of a turret.Inside, there were several wooden one-storey barracks for prisoners. The Germans brought here Jews not only from Poland, but also from France, the Netherlands, Belgium and Denmark. Among them were representatives of the Jewish intelligentsia, such as doctors, lawyers, university professors.On average, there were 420 prisoners in the camp. Every day, regardless of the weather conditions, the German guards led them in tight groups to work on the construction of railway tracks at the second station, within the locomotive shed, on the construction of the wagon hall, the water tower and the laying of tracks. Both these harsh working conditions and small food rations contributed to many deaths.About 130 prisoners died. They were buried in the forest wetlands of the "Lipie" wilderness. The date of the liquidation of the camp is inconsistent. Some sources say that it took place at the end of 1943, others that it took place in the spring of 1944. On the list of the camp administrator, there were about 700 names of prisoners who stayed in this place from the beginning to the end of its existence.

Druga Wojna Światowa- Biografia Eddiego Willnera:


Eddie Hellmuth Willner dorastał jako niemiecki Żyd, zanim w wieku 12 lat został wysłany do Brukseli w Belgii po nazistowskich atakach Nocy Kryształowej na Żydów w listopadzie 1938 roku. W maju 1940 r., gdy armia niemiecka zaatakowała Niderlandy, on i jego rodzice zostali aresztowani i deportowani do Francji, gdzie przed ucieczką zostali internowani we francuskich obozach Vichy.
W 1942 r. Willner i jego rodzice zostali ponownie schwytani i 11 września 1942 r. deportowani wraz z około 1000 osób w bydlęcych wagonach do Polski. Po kilku dniach podróży, podczas której Willner i jego współwięźniowie otrzymywali bardzo mało wody i jedzenia, a wiele osób zmarło, pociąg zatrzymał się w Cosel (Koźle), gdzie kazano wysiąść sprawnym mężczyznom. Następnie pociąg ruszył w dalszą drogę do Auschwitz-Birkenau, gdzie większość pozostałych kobiet, dzieci i starców - w tym jego matka, Auguste - została zamordowana.
Pod koniec września 1942 r., po przejściu przez obóz przejściowy w St. Annaberg (Góra Świętej Anny), Willner, wówczas 16-letni, i jego ojciec, Siegfried, przybyli do nazistowskich Niemiec Schutzstaffel (SS) Reichsfuhrer i niemieckiego komisarza policji przymusowego obozu pracy w Łazach , Polska. German Police Chief Forced Labor Camp in Łazy, Poland ) (Szczegóły jego wspomnień z obozu pracy przymusowej w Łazach zaczynają się na następnej stronie). Willner pozostał w obozie pracy przymusowej w Łazach aż do jego zamknięcia na początku 1943 r., po czym przeniósł się do obozu pracy przymusowej Ottmuth (Otmęt), a następnie, w maju 1944 r., do Blechhammer (Blachownia Śląska), podobozu Auschwitz. Jego ojciec zginął tam jesienią 1944 roku.
W styczniu 1945 r. rozpoczęły się wielkie ewakuacje z obszaru Auschwitz, które wyprzedziły sowiecki atak militarny. 21 stycznia 1945 r. Willner, wraz z 4000 więźniów Blechhammer, został ewakuowany na zachód, podczas 13-dniowego,289-kilometrowego marszu śmierci w przenikliwym mrozie.około 800 osób zmarło lub zostało straconych przed dotarciem do obozu koncentracyjnego Gross Rosen (Rogoźnica).
W lutym 1945 r. ocaleni, w tym Willner i Maurits Swaab, holenderski Żyd, z którym zaprzyjaźnił się w obozie w Łazach, zostali umieszczeni w pociągach i wysłani do Buchenwaldu i innych obozów, ostatecznie trafiając do obozu koncentracyjnego Langenstein-Zwieberge w Niemczech, gdzie przymuszono ich do pracy przy kopaniu tuneli w górach Harz.więźniowie zostali ewakuowani w kolejnym marszu śmierci, a Willner został zmuszony do pracy . W kwietniu 1945 roku, wojska połączonych sił zbrojnych przybyły z zachodu.Willner i Swaab oraz czterech innych więźniów uciekło. Po kilku dniach udało im się połączyć z tankowcami amerykańskiej firmy zbrojeniowej. Dowódca i żołnierze zaopiekowali się18-letnimi ocalałymi, ważącymi 34 kilogramy, aż do końca wojny. Willner wrócił do Belgii i odkrył, że był jedyną osobą w swojej licznej, wielopokoleniowej rodzinie, która przeżyła Holokaust.
W grudniu 1947 r. wyemigrował do Stanów Zjednoczonych i wstąpił do armii amerykańskiej, poślubił swoją żonę Johannę i razem wychowali sześcioro dzieci. Zmarł 30 marca 2008 roku. Willner zawdzięczał swoje przetrwanie zdyscyplinowanemu wychowaniu, bliskiej przyjaźni ze Swaabem, z którym dzielił się pracą i jedzeniem, znajomości języka oraz szczęściu i wierze, że jakoś uda mu się przetrwać.


Wspomnienia Willnera o jego doświadczeniach w niemieckim obozie pracy przymusowej w Łazach i jego okolicach:


"Większość więźniów [w obozie w Łazach] zmarła z powodu niedożywienia, zamarznięcia na śmierć i pobicia na śmierć "1.
"To był mały obóz, położony w lesie, bardzo błotnisty, a naszym głównym zadaniem było naprawianie zbombardowanych lub uszkodzonych torów kolejowych... i budowanie nowych torów kolejowych". "Jedzenie, które mieliśmy, to głównie chleb, a od czasu do czasu trochę - może raz w tygodniu - trochę margaryny, trochę kostki i zupy z ziemniaków "2.
"Obóz tazy] liczył... Powiedziałbym, że mniej niż tysiąc osób... (obóz] był głównie przeznaczony do budowy lub odbudowy zbombardowanych linii kolejowych. Codziennie wychodziliśmy ... maszerowaliśmy pod strażą do miejsc, w których Rosjanie zbombardowali linie kolejowe ... a także budowaliśmy nowe linie kolejowe, co było najcięższą pracą, ponieważ ludzie nie byli silni, a jedzenie było bardzo ograniczone, a ludzie byli bici na śmierć w pracy lub w obozie. W tamtym czasie, gdy potrzebowano więcej siły roboczej, do obozu przybywali nowi ludzie. Przypuśćmy, że w obozie liczącym tysiąc osób, w ciągu tygodnia lub dwóch pracy umierało sto osób. No cóż, przywieźli kolejnych stu z transportu, z Auschwitz lub skądkolwiek, skąd ich przywieźli, aby wypełnić pustkę. Wykopywaliśmy też niewybuchy... co było oczywiście bardzo niebezpieczne, a niemieccy strażnicy trzymali się dość daleko, na wypadek gdyby coś wybuchło. Niektórzy ludzie ginęli w ten sposób. Praca na kolei była prawdopodobnie jedną z najcięższych prac, jakie kiedykolwiek wykonywaliśmy, ponieważ ludzie nie byli wystarczająco silni, aby podnieść szyny, a niektórzy ludzie zostali zmiażdżeni pod szynami, a ludzie spadli. Nasza odzież była ograniczona. Zimą nosiliśmy drewniaki, buty z drewnianymi podeszwami... Na początku mieliśmy własne [ubrania] z gwiazdą Dawida. [W późniejszym obozie] dostaliśmy mundury w niebiesko-białe paski. Uh, ale to było bardzo, nie byliśmy odpowiednio ubrani, nie mieliśmy odpowiedniego jedzenia, a ludzie w wielu przypadkach byli po prostu chodzącymi szkieletami. Wiele osób popełniło samobójstwo. To było najbardziej, najbardziej żywe wspomnienie, jakie mogę zrobić o obozach, to nie ludzie zabijani, ale ludzie popełniający samobójstwo. "3
"... kiedy pracowaliśmy przy naprawie uszkodzonych torów kolejowych... w wielu przypadkach zdarzały się bomby, które trafiały w ziemię i nie wybuchały, albo wchodziły w ziemię i trzeba je było wykopywać. Wykorzystywano do tego oczywiście więźniów. Znowu miałem szczęście, że w moim zespole było pięciu więźniów.
Eddie H. Willner, niepublikowane, transkrypcja nagrania wspomnień, 31 stycznia 1978 r., w prywatnej kolekcji Alberta S. Willnera [dalej Eddie Willner recollection, 1978], str. 14-16;
Eddie Willner, wspomnienia, 1978, s. 14-16; Eddie Willner, wspomnienia, 1978, s. 14-16; Eddie Willner, wywiad przeprowadzony przez Neila Goldenberga, Oral History Project, Jewish Community Council of Greater Washington, 15 marca 1987 r., w zbiorach prywatnych Alberta S. Willnera [dalej Eddie Willner, wywiad z JCC, 1987], s. 23-34; Eddie Willner, wywiad przeprowadzony przez Esther Finder, USC Shoah Foundation - Visual History Archive, 22 czerwca 1997 r., kod wywiadu 3008 [dalej Eddie Willner, wywiad z Shoah Foundation, 1997], s. 29.
BEddie Willner, wywiad, United States Holocaust Memorial Museum, 25 maja 1989 r., irn504739, USHMM Archives RG-50.030*0252,1989. A. 0316 [dalej Eddie Williner, wywiad USHMM, 1989], s. 10.
2707 tr

był inżynierem, który naprawdę wiedział, jak rozbrajać bomby. Więc w naszej grupie nie było ofiar, podczas gdy w innych grupach ludzie naprawdę nie wiedzieli, co robią, a strażnik SS zawsze stał wystarczająco daleko, na wypadek gdyby bomba wybuchła i nie zrobiła mu krzywdy. Ale więźniowie ginęli... A naziści mogli się tym mniej przejmować, ponieważ za każdym razem, gdy ginęli ludzie, a zginęło ich kilkuset, albo przez przypadek, albo z rąk SS, zawsze przybywali nowi".
"[Odzież] była bardzo uboga. A buty - obuwie było jeszcze gorsze... Mieliśmy ubrania z gwiazdą Dawida na plecach i z przodu. To był nasz pierwszy mundur... Byli tacy, myślę, którzy mieli te niebiesko-białe mundury w paski i byli to ludzie, którzy przybyli nie z transportu, ale z obozów koncentracyjnych do tego mniejszego obozu, zazwyczaj byli to faceci, którzy byli nadzorcami... Było kilku Żydów, którzy byli nadzorcami [którzy nosili te mundury]. Czasami niektórzy mieli palta... większość nie miała... a w najmroźniejsze zimy po prostu maszerowaliśmy do pracy, czasami padał śnieg lub wiał lodowaty wiatr, a ludzie często chorowali na zapalenie płuc".
"[Przeziębienie] nie było nawet największym zabójcą, najgorszym zabójcą była biegunka i choroby zakaźne. Kiedy już pojawiała się biegunka, zazwyczaj nie było sposobu na jej zatrzymanie. Ludzie po prostu schodzili na dno, stawali się bardziej wychudzeni, nie mogli nic zatrzymać, a cokolwiek dostawali, nie było czymś, co ktoś z biegunką powinien dostawać, jedzenie, w większości były to płynne zupy... Wśród więźniów było wielu lekarzy, którzy nie byli wykorzystywani jako lekarze, ale jako robotnicy, jak wszyscy inni, ale byli w stanie pomóc nam w pewien sposób. Na przykład pamiętam, że w tych obozach wypalaliśmy lub zbieraliśmy z ognisk węgiel drzewny i jedliśmy go. Lekarze mówili nam, że jest to dobre na biegunkę, rozbijaliśmy go, robiliśmy z niego proszek, a potem go jedliśmy. Często to robiłem".
".Na początku [strażnicy byli] mieszanką ... etnicznych Niemców, ludzi, którzy zmienili się przez lata. W pewnym momencie byli Polakami, których niemiecki był tak zły, że pewnego razu zostałem złapany, jeden z tych przełożonych mówił tak źle po niemiecku, że wybuchnąłem śmiechem w szeregach, a ja zostałem złapany, ponieważ się śmiałem, i zostałem naprawdę bezlitośnie pobity.... Uważali się za dobrych Niemców i chcieli się popisać, będąc gorszymi od prawdziwych Niemców. Byli to, powiedziałbym, Niemcy polskiego pochodzenia i nazywali ich etnicznymi Niemcami, Volksdeutschami... Nosili coś w rodzaju munduru SS, nosili opaskę ze swastyką... nie byli regularnym SS, ale byli tylko strażnikami pomocniczymi".
"W obozie w Tazy] Byłem świadkiem mojej pierwszej masowej egzekucji w najbardziej niezwykły sposób pozbywania się więźniów, ale nie niezwykły, z wyjątkiem tego, że był to pierwszy i, dzięki Bogu, ostatni raz, kiedy musiałem być świadkiem takiej egzekucji. Nazywało się to "abspritzen", co oznaczało wzięcie węża strażackiego i ustawienie więźniów w szeregu w środku polskiej zimy w temperaturze poniżej zera [stopni Fahrenheita].
Eddie Willner, wywiad z JCC, 1987, s. 23-34.
5 Eddie Willner, wywiad z JCC, 1987, s. 23-34,
6 Eddie Willner, wywiad z JCC, 1987, s. 23-34,
Eddie Willner, wywiad z JCC, 1987, s. 23-34.





i spryskiwali tych ludzi zimną wodą z węży strażackich i pozwalali im zamarznąć na śmierć, ponieważ nie wolno im było się oddalić ani nawet poruszyć. Po śmierci więźniów, co w przypadku niektórych z nich nie trwało długo, sztywne, zamarznięte ciała zostały przeniesione poza obóz i prawdopodobnie pochowane na zewnątrz w masowym grobie. "8
"Nie osądzam ludzi, którzy popełniają samobójstwo. Nigdy bym tego nie zrobił. Czułbym, że sobie poradzę. I chociaż, biorąc pod uwagę, tak, muszę przyznać, że myślałem o tym. Myślę, że każdy, kto był w obozie koncentracyjnym, myślał o samobójstwie. Ale widziałem [w Tazy] człowieka, który popełnił samobójstwo, [co] uważałem za odważny czyn... kiedy naprawialiśmy linię kolejową, a na drugiej [linii kolejowej] przejechał rozpędzony pociąg, a on po prostu wyszedł przed pociąg, stanął naprzeciwko niego i został przejechany przez pociąg "9.
"[W obozie w Tazy] wszyscy więźniowie byli Żydami... (to tam] poznałem mojego najlepszego przyjaciela. Nazywał się Maurits (Mike) Swaab, holenderski Żyd, który był tam ze swoim ojcem i szwagrem. Jego ojciec został zabity... przez śmierć w obozie... Powodem, dla którego się z nim zaprzyjaźniłem, było to, że mówiłem trochę po holendersku... zostaliśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi i pozostaliśmy razem jako zespół, pracując razem po tym, jak jego [rodzina] została zabita. Pomagaliśmy sobie nawzajem, a pod koniec uciekliśmy razem. Obaj byliśmy mniej więcej tego samego wzrostu, w tym samym wieku i tej samej siły, więc pracowaliśmy w zespole napełniającym ciężarówki. Na jedną ciężarówkę przypadały dwie osoby - jeśli zespół dobrze wykonywał swoją pracę, zawsze dostawało się trochę dodatkowego jedzenia... trochę nagrody, żeby tylko pozostać przy życiu. Cały czas dostawaliśmy lanie... (ale] bardzo pomogła mi umiejętność mówienia po niemiecku, kiedy SS podchodziło i coś zamawiało "10.
"Ale [Mike Swaab i ja], nie mogliśmy być bliżej, ponieważ we wszystkim, co tylko zaznaczyliśmy, mieliśmy te same pomysły na przetrwanie, a naszym głównym pomysłem była możliwość ucieczki. I powiedziałem, że mam kogoś... może [jeśli mój ojciec nie będzie w stanie tego zrobić]. Wiedziałem, że w tamtym czasie [mój ojciec] słabł, ale miał się całkiem dobrze. Powiedziałem więc, że jeśli nam się uda, to młodym ludziom też się uda, a potem zdecydowaliśmy, w zasadzie można powiedzieć, że zawarliśmy pakt, że wytrwamy razem. Rozmawialiśmy o tym i stwierdziliśmy, że musimy sobie pomagać najlepiej, jak potrafimy. Jeśli znajdziesz trochę jedzenia, podzielisz się nim ze mną. Jeśli ja znajdę dodatkowe jedzenie, podzielę się nim z tobą i to musi być całkowita szczerość... Wiele razy wydaje się, że ludzie stają się jak bestie, kiedy są głodni i stają się odczłowieczeni. A my nie zamierzamy się odczłowieczać. Zamierzamy pozostać takimi, jakimi się staliśmy i wydostać się na zewnątrz. Nigdy nie porzucimy myśli, że nam się nie uda. Uda nam się. I to była największa rzecz w moim życiu, jestem pewien, że w jego życiu, która sprawiła, że żyję, plus dużo szczęścia, plus dużo wiary, plus dużo innych rzeczy. Ale myślę, że pomysł, że uda nam się uciec lub w inny sposób, sprawił, że pozostaliśmy przy życiu".
Willner, wywiad z JCC, 1987, s. 23-34.
Willner, wywiad z Shoah Foundation, 1997, s. 49. Willner, wywiad z Shoah Foundation, 1997, s. 27.
8 Eddie Willner, wspomnienia, 1978, s. 14-16; Eddie 9 Eddie Willner, wywiad z USHMM, 1989, s. 24; Eddie 10 Eddie Willner, wywiad z JCC, 1987, s. 23-34; Eddie 11 Eddie Willner, wywiad z USHMM, 1989, s. 12,

 

Proposed information about Eddie H. Willner for information board


Eddie Hellmuth Willner was born on August 15, 1926, in Mönchen-Gladbach, Germany. A German Jew, he and his parents went to Belgium. They were arrested in 1940 and deported to France where he was imprisoned in 3 different Vichy Frenchy internment camps.


In September 1942, Willner and his parents, along with approximately 1000 people, were deported from Drancy, France, by cattle car train to Poland. After a few days travel, during which Willner and his fellow prisoners received very little water or food and many people died, the train stopped in Cosel (Koźle), where able-bodied men were ordered to disembark. The train then continued on to Auschwitz-Birkenau, where the majority of the remaining women, children and old people - including his mother, Auguste - were murdered.


In late September 1942, after going through the transit camp in St. Annaberg (Gora Swietej Anny), Willner, then 16 years old, and his father, Siegfried, (see 1941 photo) arrived at the Nazi German Schutzstaffel (SS) Reichsfuhrer and German Police Chief Forced Labor Camp in Łazy, Poland. Willner remained in the Łazy forced labor camp until early 1943, moving then to Ottmuth (Otmęt) forced labor camp, and then, in May 1944, Blechhammer Jewish camp (Blachownia Śląska), a subcamp of Auschwitz. His father was killed in the fall of 1944.


In January 1945, major evacuations began from the Auschwitz area ahead of the major Soviet offensive.  On January 21, 1945, Willner, along with 4000 Blechhammer prisoners, was evacuated on foot to the west. During a terrible 13-day, 180-mile death march in the bitter cold and snow, approximately 800 people died of exposure or were executed before arriving at the Gross Rosen (Rogoznica) concentration camp.


In February, 1945, survivors including Willner and Maurits Swaab, a Dutch Jew whom he had befriended in the Łazy camp, were put on trains and sent to Buchenwald and other camps eventually ending up in the Langenstein-Zwieberge concentration camp in Germany, where they were put to work digging tunnels in the Harz Mountain.  In April 1945, the prisoners were put on a death march from which Willner, Swaab and four other prisoners, escaped. After several days, Willner and Swaab met up with U.S. Army tank unit, who took care of the two 18-year-old, 75-pound survivors until the end of the war. Willner returned to Belgium and discovered that he was the only one in his large, extended family to have survived.


In December 1947, he immigrated to the United States and joined the U.S. Army, married his wife Johanna, and together they raised six children, passing away in March 2008. Willner credited his survival to his disciplined upbringing; his close friendship with Swaab, with whom he shared his labor and food; his language ability; and to luck and faith that he would somehow survive.


Willner’s recollections about his experience in and around the Łazy German forced labor camp:


Most of the prisoners [in the Łazy camp] died, from malnutrition, freezing to death and being beaten to death.”1


It was a small camp, located in the woods, very muddy, and our main job was to repair bombed out or damaged railroad tracks… and build new railroad track.” “The food that we had was mainly bread, and occasionally, little-- maybe once a week-- little margarine, a little cube, and soups made from potatoes.”2


[The Łazy camp] was… I would say less than a thousand people… [the camp was] mainly for the construction or reconstruction of bombed-out railways. And we went out every day … marched under guard, to the sites where the railways had been bombed by the Russians … and also building new railways which was the hardest work because people were not strong and the food was very limited and the people were beaten to death on the job or in the camp… The railroad work was probably among the hardest work that we ever did because people were not strong enough to lift up the rails, and uh, some people got crushed under the rails, and people fell down... Uh, but it was very, we weren't properly dressed, we didn't have the proper food, and people were just uh walking skeletons in a lot of cases. And a lot of people committed suicide. This was the most, the most vivid recalling I can do about the camps, is not people being killed, but people committing suicide.”3

“… when we worked on repairing damaged railroad tracks… in many cases there were bombs that hit the ground and didn’t explode, or went into the ground and had to be dug up. They used prisoners, of course, for that. Again, I was lucky that in my team of five prisoners there was an engineer who really knew how to defuse bombs.”4


[The clothing] was very poor. And the shoes – the footwear was even poorer… we had clothing with the star of David on it, on the back and on the front… Sometimes, some people had overcoats … most of them didn’t …and in the coldest winter we were just marched to work, it was sometimes snowing, or ice-cold winds, and people would get pneumonia – that was very frequent.5


[The] cold wasn’t even the biggest killer, the worst killer was diarrhea and infectious diseases. Once you had diarrhea, there was usually no way of stopping it. People would just go down the drain, they’d become more emaciated, you know, everything, they couldn’t retain anything, and whatever they did get wasn’t really something that somebody with diarrhea should get, the food, most of it was liquid soups… Among the prisoners there were many medical doctors who were just used, not as doctors, but as laborers, like everybody else, but they were able to help us in some ways. For instance , I remember in these camps that we used to burn, or pick up from fires the charcoal, and eat the charcoal. The doctors would tell us that this was good against diarrhea, smash it, make a powder out of it, and then eat it. And I did that frequently.”6


[In Łazy camp] I witnessed my first mass execution in a most unusual way of doing away with prisoners, but not uncommon, except this was the first time and, also, thank God, the last time, I had to witness such an execution. It was called “abspritzen” which meant, to take a fire hose and have prisoners line up in the middle of the Polish winter in below zero [degree Fahrenheit] weather… and spray these people with cold water from the fire hoses and let them freeze to death, because they were not allowed to move away or even move. After the prisoners were dead, which did not take very long for some of them, the stiff, frozen bodies were moved out of the camp and probably buried outside in a mass grave.“7


“…I have seen [at Łazy] a man commit suicide [which] I thought was a courageous act … when we were repairing a railway, and the second [rail line] a speeding train came by and he just went in front of the train and he stood there facing it and he got run over by the train.”8


[In the Łazy camp, the prisoners] were all Jewish… [it was there that] I met my best friend. His name was Maurits (Mike) Swaab, a Dutch Jew, who was there with his father and brother-in-law. His father was killed … by being hosed to death in the camp… we became very good friends, and we remained together as a team, working together, after his [family was] killed.”9


[Mike Swaab and I], we could not have been closer because in everything we just ticked, we just, he had the same ideas about how to survive and our main idea was to be able to escape. And I said here I have somebody … maybe [if] my father won't be able to make it… I think you could almost say we made a pact, that we're going to stick it out together. We talked about it and then said we just have to help each other the best way we can. If you find some food, you share it with me. I find some extra food, I share it with you.... we're not going to become dehumanized. We're going to remain the way we came as much as possible and we're going to get out. Never to leave that idea behind that we're not going to make it. We are going to make it. And, that was the single biggest thing in my life, I'm sure his life, that made me live, plus a lot of luck, plus a lot of faith, plus a lot of other things. But I think that the, think the idea that we're going to make it by escaping or some other way, made us stay alive.”10

1 Eddie H. Willner, unpublished, recollection recording transcript, January 31, 1978, in Albert S. Willner private collection [hereafter Eddie Willner recollection, 1978], pp. 14-16;

2 Eddie Willner recollection, 1978, pp. 14-16; Eddie Willner recollection, 1978, pp. 14-16; Eddie Willner, interview by Neil Goldenberg, Oral History Project, Jewish Community Council of Greater Washington, March 15, 1987, in Albert S. Willner private collection [hereafter Eddie Willner, JCC interview, 1987], pp. 23-34; Eddie Willner, interview by Esther Finder, USC Shoah Foundation - Visual History Archive, June 22, 1997, Interview Code 3008 [hereafter Eddie Willner, Shoah Foundation interview, 1997], p. 29.

3 Eddie Willner, Interview, United States Holocaust Memorial Museum, May 25, 1989, irn504739, USHMM Archives RG-50.030*0252,1989. A. 0316 [hereafter Eddie Willner, USHMM interview, 1989], p. 10.

4 Eddie Willner, JCC interview, 1987, pp. 23-34.

5 Eddie Willner, JCC interview, 1987, pp. 23-34.

6 Eddie Willner, JCC interview, 1987, pp. 23-34.

7 Eddie Willner recollection, 1978, pp. 14-16; Eddie Willner, JCC interview, 1987, pp. 23-34.

8 Eddie Willner, USHMM interview, 1989, p. 24; Eddie Willner, Shoah Foundation interview, 1997, p. 49.

9 Eddie Willner, JCC interview, 1987, pp. 23-34; Eddie Willner, Shoah Foundation interview, 1997, p.27

10 Eddie Willner, USHMM interview, 1989, p. 12.